Strony

Aaron

Brunet obdarzył towarzysza lekko rozbawionym spojrzeniem, gdy dostrzegł jego niezadowolenie. Co by nie mówić, wyglądał uroczo z tą blond grzywką, lekkimi piegami i zawodem w oczach. Nic, tylko go przytulić i zapewnić, że jeszcze będzie miał jeszcze w życiu okazję na zabawienie się kosztem pana prawnika.
- Twój drogi? - Aaron uniósł brew z zaciekawieniem w oczach. Oczywiście, to był tylko taki sposób zwracania się do drugiej osoby, prawda? No... niekoniecznie. Przynajmniej nadkomisarz nie wyglądał na osobę, która w taki sposób nazywa kogokolwiek, włączając w to własną żonę i psa.
Whitmore uniósł się zaraz po mężczyźnie i pokręcił głową przecząco.
- Pomyłką byłoby zakończenie tak dobrze zapowiadającej się relacji - odparł z lekkim uśmiechem, który nie wróżył niczego dobrego. - I do twojej kariery nic nie mam, ale to dość niepoważne, takie zasłanianie się czymś zupełnie niepowiązanym z naszym małym... - Zawiesił głos i wyminął policjanta, muskając dłonią jego ramię i mrucząc znacznie ciszej. - Problemem.
Jeżeli Bjarne liczył, że w tak łatwy i pozbawiony komplikacji sposób pozbędzie się swojego kompana na dobre, to, no cóż, wyjątkowo się przeliczył. Brunet ani myślał poddać się takim argumentom i już rozważał swój kolejny krok na drodze do zdobycia upragnionego celu. Znaczy się, Langdalena we własnym łóżku.
Prawnik oblizał wargi, rzucając dosyć jednoznaczne spojrzenie niedoszłemu kochankowi, jednocześnie kierując się do wyjścia.
Ani myślał zrezygnować. 

Bjarne

Bjarne nie zachowywał się fair, ale kto powiedział, że będzie. Nie obiecywał niczego prawnikowi, a tym bardziej w ich wspólnej sprawie. Prawdę powiedziawszy dobrze się bawił aż do momentu, w którym to mężczyzna uciekł do toalety  tylko wyłącznie dzięki telefonowi. Policjant na niego czekał i kiedy ten wrócił, Bjarne od razu zauważył nagłą zmianę w jego zachowaniu. 
 Zabawa się skończyła. 
 Z zawodem, pobawił się widelczykiem od ciasta, niczym mały chłopiec, który stracił całą frajdę z burzenia zamków kolegom. Chrząknął, samemu szybko poważniejąc i odzyskując twarz. 
 - Zasnąłem? – zapytał spokojnie, jednak zaraz potaknął. To by mu pasowało. Po  tamtej nocy nic go nie bolało, nie miał żadnych śladów na ciele, ale także nigdzie nie widział białych, zaschniętych plam po spermie, która powinna być po dzikiej nocy. Chociaż mogliby używać prezerwatyw, ale z drugiej strony nie sądził, aby żaden z nich podczas takich uniesień pamiętał o jakimkolwiek zabezpieczeniu. Ta odpowiedź go zadowoliła… i uspokoiła. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której on, Bjarne Langdalen, mógłby być całkowicie zdany na łaskę i niełaskę drugiej osoby. 
 - Nasze spotkanie po lata kończy się w tym miejscu. Nie zamierzam niczego powtarzać, mój drogi. Tamta noc była pomyłką, do której na szczęście, ostatecznie nie doszło. Byłbym wdzięczny gdybyś szczegóły naszego tamtego i obecnego spotkania zostawił dla siebie – powiedział, a jego oczy wyrażały kompletny spokój i brak sprzeciwu. Podniósł się z krzesła i ubrał na siebie płaszcz. 
 - Aaron, nie zrozum mnie źle, ale… moja kariera jest dla mnie najważniejsza. – Uśmiechnął się, lecz w tym uśmiechu nie było nic z przyjaznego czy radosnego. Wymuszony, sztuczny, a w ostateczności grzecznościowy. Poklepał go po ramieniu, chcąc się tym samym się z nim pożegnać i opuścić lokal. 

Aaron

Za szybko. Stanowczo za szybko poszło. Brunet w pierwszej chwili nawet poczuł zawód, dopóki nie dotarła do niego świadomość, że to musiał być celowy zabieg towarzysza. Jeszcze nie wiedział, co on chce tym wszystkim osiągnąć... Nie, przecież wiedział, chodziło o informacje. Jakie informacje? W jaki sposób.
Aaron czuł, że jego umysł zupełnie nie chce współpracować. Był skupiony na fantazjach, na innym życiu, na... Wszystkim, tylko nie problemie, który przyprowadził ich do tego miejsca. Pragnął policjanta i każde jego oblizanie ust, zawieszenie głosu czy zamruganie tymi długimi rzęsami, doprowadzały mężczyznę do szaleństwa. No i te gierki słowne! 
- Nic. - Padła szybka odpowiedź, wyraźnie obrazująca zdenerwowanie, a właściwie roztrzęsienie prawnika, który nie potrafiłby przełknąć kawałka tego nieszczęsnego sernika nawet, gdyby od tego zależało jego życie. 
Nagle w jego kieszeni rozdzwonił się telefon. To było zbawienie.
- Wybacz! - Rzucił, podnosząc się nagle i kierując pospiesznie do łazienki. Nie było istotne, kto dzwonił - ważne, że na chwilę go uwolnił od tej seksownej bestii. Aaron dopiero w tych chłodnych czterech ścianach odzyskał oddech, pozbierał myśli, przepłukał twarz i... Doszedł do wniosku, że kompletnie zwariował. Jak on w ogóle mógł dać sobą tak manipulować? Musiał w końcu zacząć się zachowywać jak dojrzały mężczyzna.
Wrócił po dłuższej chwili, siadając naprzeciwko mężczyzny, już spokojniejszy. Leciał na niego cały czas, ale nie zamierzał poddawać się takiej manipulacji. Nie, zamierzał go zdobyć za wszelką cenę. 
Chwycił widelczyk i zaczął powoli, kawałek po kawałku, konsumować otrzymane ciasto. Trochę jak panienka - dostał, zapłacono mu i teraz jadł, wyglądając przystojnie. Może nie tak oszałamiająco, jak Bjarne, ale i też nie przywykł do takiego wykorzystywania własnej urody. Ludzie zwykle na niego lecieli i to mu wystarczyło. Dotychczas.
- Naprawdę nic. Zasnąłeś, niczym księżniczka, pozostając kompletnie dziewiczym, nie licząc paru pocałunków. - Roześmiał się cicho i wzruszył ramionami. Nie wydawał się kłamać. Jak zwykle był bezczelnie otwarty, mówiąc o rzeczach, których inni zwykle się wstydzili i ukrywali. Wpatrywał się przy tym w piękne oczy towarzysza z mieszanką wesołości i uwielbienia. 
- Liczę, że nasze spotkanie po latach, zakończone tak niefortunnie, zostanie naprawione innym, jeszcze lepszym. - Uśmiechnął się do Langdalena figlarnie. Kusił - zresztą też całkiem otwarcie.

Bjarne

Tak właśnie grał Bjarne Langdalen. Wykorzystywał cały swój urok do osiągnięcia upragnionego celu, czasem nawet posuwając się o krok dalej. Zawsze zdobywał to, co chciał. Nie znał słów odmowy czy porażki. W jego słowniku na żadne z tych określeń nie było miejsca. Zagryzł wargę, nie odrywając spojrzenia od prawnika jawnie się z nim bawić. Uśmiechnął się delikatnie kącikami ust w efekcie czego na policzkach pojawiły się urocze dołeczki podkreślające jego łagodne rysy twarzy. Zdecydowanie przypominał panią Langdalen, jednak piekielny charakter najprawdopodobniej odziedziczył po swoich „ukochanym” ojcu.
- Och, co za szkoda. No dobrze – powiedział szybko rezygnując. Za szybko. Zresztą czy było mu w smak układać się z jakimś podrzędnym typem za informacje o krecie? Nie. Sam dojdzie, która to szuja papla ozorem na lewo i prawo. A potem ten jęzor w efektowny sposób mu ujebie.
Bjarne śledził każdy ruch swojego towarzyszy aż do momentu przyniesienia ciasta przez kelnerkę. Zaraz wziął widelczyk i odkroił sobie mały kawałek, wsuwając go do ust. Zapanowała ciężka cisza, którą kompletnie nie był zażenowany pan nadkomisarz. Aaron miał (nie)szczęście poznać nowe, paskudniejsze oblicze policjanta, który w okrutny sposób drażnił się z nim. Przecież oczywistym było, że rozmowę zaczął od tematu przy, którym mógł dzięki temu drugiemu tematowi, uzyskać ciekawe informacje. Wydawało mu się, że jeśli by trochę mocniej przycisnął Aarona, to ten w końcu by pękł. Sprzedałby mu wszystko, czego potrzebował.

- Jedz. Dobry sernik. Ja stawiam – powiedział z nikłym uśmieszkiem, konsumując swoje ciastko. Dopiero kiedy skończył, upił łyk kawy odsuwając talerzyk na bok.
- No dobrze, teraz porozmawiajmy o czymś, co chyba nas obu interesuje – zawiesił głos, palcem wodząc po krawędzi filiżanki. – Co się wydarzyło na weselu, Aaron? – Użył jego imienia, specjalnie zmiękczając swój ton. Wiedział, że podczas przesłuchań jest to bardzo istotny szczegół, na który ludzie kompletnie nie zwracali uwagi. Ale on, pilny uczeń, techniki przesłuchań miał w małym paluszku. 

Aaron

Brunet nagle poczuł, że coś jest nie tak. Bardzo, bardzo nie tak. Początkowo nie umiał dokładnie stwierdzić przyczyny swojego niepokoju, dlatego ukradkiem rozglądał się po knajpce. Szukał szczegółów, które mogły przyczynić się do tego dyskomfortu. I nic nie potrafił odnaleźć. Wszystko było normalne, zwyczajne, przeciętne, czy jak inaczej to nazwać. 
Uświadomienie przyszło niczym uderzenie otwartą dłonią w twarz. Nie chodziło o miejsce. Chodziło o towarzystwo. Coś w zachowaniu policjanta uległo gwałtownej zmianie, a Aaron nie potrafił od razu określić konkretnego powodu. Za to czuł, jak z każdym kolejnym wbitym w niego spojrzeniem, nogi mu miękły, a spodnie stawały się za ciasne. Jeszcze parę godzin wcześniej nie sądził, że mógłby czuć się jeszcze gorzej, niż przez tamte dwa tygodnie. Dawno się tak nie pomylił.
Zamrugał oczami, próbując wrócić do rzeczywistości i skupić na słowach, które cały czas kierował ku niemu nadkomisarz. Cholernie, diabelnie seksowny i przystojny nadkomisarz - tego nie dało się przeoczyć. 
Odgarnął włosy z twarzy, próbując wmówić sobie, że wcale, a wcale nie widać po nim rozbicia, które opanowało zarówno jego umysł, jak i ciało. Pożądał tego mężczyzny jak głupi, a ten jeszcze śmiał tą słabość tak bezczelnie wykorzystywać! Bo bez dwóch zdań to robił. Na weselu wcale się w taki sposób nie zachowywał. 
Prawnik zmusił się do odnotowania tego perfidnego sposoby manipulacji, tak na wszelki wypadek, gdyby kiedyś ta wiedza mogła mu się przydać. A potem pokręcił głową przecząco.
- Nie, nie. To nie wchodzi w grę. On chciał te dokumenty wykorzystać do swojej rozprawy, niepowiązanej z waszymi problemami. Przyszedłem o tym poinformować tylko i wyłącznie ze względu na poczucie obowiązku, ale nie mogę chodzić i rozpowiadać takich rzeczy. - Wyprostował się jeszcze bardziej, by dodać sobie więcej pewności i zdecydowania. Przynajmniej na to liczył, tak? Tak. 
Złączył dłonie pod stołem, próbując opanować lekkie drżenie palców. Nie potrafił tego racjonalnie wytłumaczyć, ale czuł jak na jego ciele pojawiają się kropelki potu. Nie przywykł do tak długiego powstrzymywania własnej żądzy. Nie przywykł też w ogóle do powstrzymywania jakichkolwiek pragnień. A już w ogóle nie miał w zwyczaju czuć aż takiego pociągu do innej istoty ludzkiej. 
Cholerny, pieprzony Bjarne Langdalen.
- To, że masz kreta i kto nim jest, to już wyłącznie twój problem. Mój klient i tak rozprawę wygra, więc nic ciekawego do zaoferowania w zamian i tak nie masz. - Skinął lekko głową, dodając swojemu głosu odrobinę arogancji. Naprawdę, naprawdę, naprawdę, bardzo usilnie starał się trzymać w ryzach swój temperament, który bezczelnie podsuwał mu tak nieprofesjonalne myśli, jak propozycja sprzedaży informacji za seks. 
Oszalał, jego jebana mać. 

Bjarne

Bjarne był pracoholikiem, a w dodatku cholernie punktualnym. Nienawidził się spóźniać, ani kiedy ktoś na niego czekał. Zresztą, nie był kobietą, gdyż to one miały w zwyczaju efektownie przychodzić po czasie. Usiadł naprzeciw niego, a na potrącenie nogi kompletnie nie zareagował. Wbił wzrok w kawę, którą przyniosła mu urocza kelnerka i zaraz domówił dwa serniki. 
- O czym chce porozmawiać? – zapytał, robiąc efektowną pauzę. Ludzie zazwyczaj stosowali ją wtedy, kiedy potrzebowali chwili do namysłu. Poniósł na niego spojrzenie, któremu towarzyszyła kurtyna gęstych czarnych rzęs, tak długich jak u kobiety. Wysypane na policzkach piegi, wydawały się być jeszcze bardziej widoczne niczym przylepione na suficie gwiazdki fluorescencyjne. Jednak wcale nie szpeciły go, wręcz przeciwnie. Dodawały mu chłopięcego uroku i podkreślały stal oczu. Jeśli Bjarne Langdalen nie miał zastrzeżonej, jak pozostali funkcjonariusze, skrzynki odbiorczej w telefonie to najpewniej dostawał multum wyznań miłosnych drogą elektroniczną. Koledzy zawsze zazdrościli mu, że we wszystkim ich przewyższał. Wielokrotnie grozili pięknisiowi za to, że gdzie tylko się pojawiał stawał się pieprzoną gwiazdą. 
- To chyba oczywiste, że o najpierw o interesach firmy, a potem… naszych sprawach – powiedział akcentując ostatnie słowa z wyraźnym naciskiem. Widocznie nie tylko Aaron pragnął zagrać w otwarte karty. Ta sytuacja była idealną przykrywką do podwójnego spotkania. W końcu, Bjarne  nie wystarczyła myśl, że nie pamiętał za wiele z tamtego wieczora. 
- Czy twój klient będzie skłonny współpracować i co za to by chciał od policji? Zmniejszenie kary da się załatwić, ale na żadne koszty materialne niech nie liczy – powiedział, splatając palce ze sobą a następnie dwoma przesunął po swojej dolnej wardze. Wbił spojrzenie w prawnika oczekując od niego szybkiej odpowiedzi. 
- Najbardziej interesowałby mnie fakt, skąd posiada takie informacje. Domyślałem się, że komendzie jest przeciek, ale to były tylko domysły, które ty potwierdziłeś. Chce porozmawiać z twoim klientem. Muszę wiedzieć kto jest kretem, rozumiesz? – zapytał, przekrzywiając głowę na bok i używając na Aarona całego swojego uroku. Bjarne często to robił chcąc osiągnąć jakiś efekt. Ludzie ulegali pod wpływem jego słów i gestów, kompletnie nie świadomi, że wpadli w pułapkę. Czasem miał wyrzuty sumienia, które skutecznie zagłuszał dobrymi wynikami w pracy. 

Aaron

- O. - Wydarło się spomiędzy warg Aarona. Kompletnie się tego nie spodziewał. Ale tak całkowicie. Prędzej oczekiwał wyrzucenia za drzwi, a później zniknięcia na następne trzy tysiące lat. A tu takie zaskoczenie! 
Brunet pokręcił lekko głową, zaraz jednak poprawiając się i kiwając twierdząco.
- Dobra, nie ma problemu - mruknął pod nosem, unosząc się. Nie był do końca przekonany, czy taka propozycja rozmowy była dobrym pomysłem, ostatecznie jednak zdecydował się zgodzić na spotkanie. W końcu, jak mógłby odmówić panu Langdalenowi? Nie potrafił mu się oprzeć - i wcale nie zamierzał. Co jednak oznaczało, że będzie zmuszony bardziej się pilnować podczas spotkania poza komisariatem. Nie tylko, żeby nie zdradzić się ze swoją słabością, ale też... By nie palnąć czegoś o swoim kliencie.
Wyszedł z gabinetu i zmarszczył brwi. Nie, wróć. O ile drugi kłopot był poważny, o tyle pierwszy... Bez różnicy. Może nawet lepiej grać w otwarte karty? 
Włożył dłonie do kieszeni i udał się na spacer. Potrzebował trochę ochłonąć.


Do "knajpy" przyszedł chwilę przed czasem, ale już od progu zdołał dostrzec swoją seksowną zmorę. Odetchnął, odgarnął włosy i poprawił krawat, a potem ruszył ku Bjarne, Przy okazji odnotował w myślach, że jego towarzysz przyszedł wcześniej. Albo bardzo mu zależało, albo to była jego cecha osobowości. Albo jedno i drugie.
- Już jestem - rzucił, siadając znów naprzeciwko mężczyzny, tym razem jednak odgrodzony mniejszym stołem. Zupełnie przypadkowo trącił jego nogę swoją, zaraz jednak przywołał przepraszający uśmiech na usta. 
- W takim razie, o czym chcesz rozmawiać? - spytał, biorąc drugą kawę i ostrożnie upijając łyk. Gorąca, ale dobra. O niebo lepsza od tej na komendzie.